top of page

Překlad - Zofia Bałdyga 

Smutne głosy

fale wołają w piasek

 

Smutnym głosem

wołają w piasek

smutnego mężczyznę

 

Smutne głosy wołają

w piasek ciebie

mijającego się w punkcie

smutnego mężczyzny

który nie ma się gdzie obrócić

jak klarnet w jazzie

 

Posmakuj ten piasek

 

 

Świat zamarzniętym

 

Na niebie widać jasnego konia.

A to niedobrze.

 

Stada ptaków,

które teraz wylatują,

nie dadzą sobie rady,

bo są kruche.

 

 

Ty i ja,

nadzy w głębokiej rzece,

starałaś się związać mi ręce,

ale nie byłaś w stanie.

 

Musiałem ci pomóc.

 

 

Wszedłem do kościoła

na mszę

tam, gdzie odgrywa się wiara

 

a przecież Jezus był bliżej

kiedy zatrzasnąłem drzwi

przekląłem

 

 

NO TO SPOKO.

 

Nie chcesz żyć z cudzą śmiercią

ale być może pogrzeb przyniesie ci ulgę

zapragniesz być tym starym człowiekiem

który już zmarł

ale wciąż się śmieje

 

Tymczasem drogi dalej prowadzą za róg

i jeszcze dalej

wciąż wokół

 

Chrystus tak daleko

że bez twarzy

jest tylko logo korporacji

 

Tymczasem stary mężczyzna

który wszystko wiedział

zmarł w ubiegłym roku

 

 

Spytałbym Fausta

brachola starego

co o tym mniema

ale nie

Nie został mi

nawet jego salon

który bym podziwiał

i lubił

 

Zostały tylko jego okulary

ktoś je polakierował

i obkleił pierzem

i jeszcze jego fasolki

którymi nikt się nie opiekuje

 

Oto fragment człowieka

 

 

Kochanie,

to, że oglądam się

za innymi kobietami,

nie jest to powodem

do zazdrości.

 

Tylko Bóg jest wszechwidzący,

więc pozwalam mu

swoimi oczami

patrzeć na całe to piękno,

które stworzył.

 

Na piękno nóg

i piękno twarzy,

na piękno szyi i piękno piersi,

i piękną rąk,

a nawet piękno dołów podkolanowych

i piękno przegród nosowych.

Widział dzięki mnie sporo pięknych obrazów, filmów,

pięknych bzdur,

pięknych drewnianych pieńków

i pięknych ogryzionych kości,

pięknych szpar w drzwiach,

pięknego transseksualnego porno,

pięknych potocznych napisów.

 

Wszystko to widział

przeze mnie

i wiedział,

że jest to piękne.

 

Ciężar kwiatka

 

Siedziała przy stole,

dla wielu zapewne atrakcyjna;

o tych dwóch mężczyznach nie wspominam.

 

Zauważyłem ją,

kiedy odeszła.

Zostawiła po sobie

zupełną pustkę –

 

Trzy krzesła,

zaciągnięte czerwone zasłony,

zamknięte pianino

i lilię na stole.

 

 

Nowy dzień w nowym mieście

nowym kraju

w nowym życiu i –

 

jestem już obywatelem –

mam kartę klienta do supermarketu

i rower

I wszystkie wiersze w Ostrawie

 

 

 

Niosę walizkę

 

ciężką

pełną rzeczy

których potrzebowaliśmy

wspólnie

 

pełną rzeczy

na które się już zapomniało

 

Ciężką

walizkę Schrödingera

 

 

Zjazd

 

Myślę, że to Rilke

 

poza tym nie wiem na jakiej

jestem stacji

na pewno przesiadkowej

i tymczasowo końcowej

 

Teraz wrócić do domu

tyle że dom to wnętrze

które jest na zewnątrz

 

 

Od razu powitał mnie

znany zapach

fanga w nos

 

na schodach na peron

opuszczona puszka

ostrawskiego piwa

 

w urzędzie pracy

chcą się

pisać wiersze

 

Wróciłem

 

 

Nic wielkiego

 

Mucha bzyczy w ciepłej ciszy szopy

kwiczoł podbiera owoce dzikiej róży

 

Jeszcze kilka rzeczy:

kiedyś chodziłem do podstawówki

gdzieś całowałem po raz pierwszy

gdzieś po raz pierwszy paliłem trawę

kupowałem chipsy

łamałem sople

biłem się

jadłem pączki za pieniądze na obiad

miałem wielkie marzenia

 

Teraz kwiczoł podbiera owoce dzikiej róży

muchy bzyczy w ciepłej ciszy szopy –

 

 

 

Ale słyszę śpiew ptaków.

Tak precyzyjny,

tak piękny.

aż się wydaje,

że nic się nie zmieniło.

 

 

Zrozumieć słowa matki

 

Między chwastami a ostem

stara ogrodniczka –

pielęgnująca

w języku

którego nie rozumiem

 

Podczas gdy z młodej kobiety

kiedyś tak bliskiej

został

tylko głos

 

To właśnie to!

Tysiącletnia Via dell'Amore

gdzie osamotniony mężczyzna

oślepiony słońcem

mija kobietę zakrytą chustą

 

Byłem tam

na długo przed końcem świata

i miałem pewność

 

 

Nie piszę teraz zbyt wielu wierszy

częściej rąbię drewno

 

Nie stworzysz nic mądrzejszego

niż ty sam

bezsilny jak w galerii

Tylko ty

jedyne monstrum

z kłębkiem miłości

wystraszone własnym stworzeniem

 

Dlatego teraz częściej rąbię drewno

niż piszę wiersze

 

 

Gdzieś musi być

między włóknami drewna

doskonały wers

 

Należy go przepchnąć

do lokalnej polityki

 

 

Rąbać drewno

zastęsknić za dawnymi

przeszłymi życiami

za czymś, czego nie znasz

za lasami i górami Ameryki

Whitmana na śniadanie

i drzazgę w dłoni

 

 

 

 

Kamienie dzieją się tutaj w sobie

a gałązki kładę tam

gdzie mogą rosnąć

 

To mogłoby być to miejsce

bottom of page